niedziela, 18 października 2015

Od Ri: Odejście

To po prostu kolejny dzień na statku, chociaż już niedługo tu pozostanę. Rankiem mieliśmy dobić do brzegu. Czemu nie mogłam spać? Nie wiem. Siedziałam skulona pod kocem w rogu kajuty, będącej jednocześnie pokojem narad. Reaver leżał przytulony do mnie, już spał. Płynęliśmy, a statek kołysał się na morzu. Wtuliłam się mocniej w róg pomieszczenia i mego towarzysza, usiłując zasnąć w ciemnościach, które mnie otaczały. Westchnęłam niemal niesłyszalnie, niezadowolona przez to, że sen nie chciał przyjść. Otworzyłam na chwilę oczy, wtedy właśnie zobaczyłam światło lampy oliwnej. Kto ją trzymał? Partnerka kapitana statku, mojego przybranego ojca. Zamknęłam oczy, udając, iż śpię już od dawna. Światło było coraz mocniejsze. Czemu nie odeszła?
- Nie specjalnie wychodzi ci spanie, co? - zadała pytanie półszeptem. Otworzyłam oczy, znużona moim stanem.
- Nie mogę spać i tyle. Nie masz się o co martwić, Mariia - uznałam w odpowiedzi, patrząc jak stawia lampę na ziemi i siada obok mnie. Uśmiechnęła się do mnie lekko. To właśnie ona była dla mnie jak matka przez większość mojego życie. Zarzuciła mi rękę na ramię i przytuliła do siebie delikatnie. Ja natomiast nakryłam ją częścią koca. Zawsze sypiałam w pokoju narad, ponieważ tak było po prostu wygodniej.
- Zostanę tu z tobą, co ty na to, Ri? - zapytała, głaszcząc mnie po ramieniu. W odpowiedzi tylko kiwnęłam głową. Nim się obejrzałam, zmorzył mnie sen.
Jeszcze przed świtem obudziła mnie gadanina kilku członków, stojących nade mną i Mariią. Otworzyłam szeroko oczy, a osoby stojące przede mną zamilkły, jakby sparaliżowane. Moi towarzysze również się obudzili. Teraz widziałam wyraźnie trzech młodych mężczyzn. Musieli wstać wcześniej i postanowili mnie nękać. Ich warta miała zacząć się o świcie, a oni wstali za wcześnie i postanowili nas pobudzić.
- Dzięki za pobudkę - powiedziałam ze złośliwym uśmiechem pół żartem, pół serio. Trójka zaczęła się głupio uśmiechać i mruczeć t w odpowiedzi. Na moje nieszczęście, ja i Mariia byłyśmy jedynymi kobietami na statku. Jej nie wolno było ruszać, bo to żona kapitana, jednakże ja nadal byłam wolna, więc czasami nie miałam lekko. Szybko podniosłam się z podłogi, a następnie wzięłam się za składanie koca i wkładanie go do torby. W tym też czasie skutecznie ignorowałam trzech odpowiedzialnych za moją pobudkę. Czegoś zapomniałam? Nie, wybiegłam na pokład, żeby zobaczyć, jak daleko do brzegu. Poraził mnie wschód słońca. Tak długo tam byłam czy też tak niewiele zostało do świtu? Mniejsza, do lądu została godzina drogi. Nie mogłam się doczekać, żeby stąd odejść, choć miałam za nimi tęsknić. Samotność nigdy nie była mi obca, jednak wtedy miałam jej doświadczyć bardziej, niż zwykle.
W końcu dotarliśmy na ląd. Łatwo się domyślić, że nie cumowaliśmy statku w porcie. No bo, statek piracki w porcie? To nie miałoby sensu. Ostatni raz pożegnałam się z załogą statku, z moją rodziną. Kapitan dał mi jeszcze worek srebrników, lan, cestów, dertów i neret. Nie było tego specjalnie dużo, ale teraz powinno mi wystarczyć. Kiedy tylko skończyłam się żegnać, wraz z Reaver’em i trzema krukami wyszłam na ląd, udając się w głąb lasu. To początek mojego nowego życia.


C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz