A w dodatku jej słowa. Jak to szło? „A więc sprawdźmy”? Co takiego mieli sprawdzić… na co oboje się porywają? Czym grozi spotkanie się dwóch kuli ognia? Wybuchem, to było pewne. Żadne z nich jednak nie wiedziało czym jest drugie… i co potrafi. A skoro dla Dean’a ostatnie słowa dziewczyny definitywnie brzmiały jak wyzwanie, to przecież mógł z niego skorzystać, nie? Poza tym właśnie oskarżyła go o kradzież i, tym razem wyjątkowo, było to zupełnie bezpodstawne i nieprawdziwe. Całe szczęście, bo po tej chwil „znajomości” tylko głupiec próbowałby zabrać Płomyczkowi cokolwiek, co najeży do niej. Cóż, Dean na pewno nie był głupcem, ale za to bardzo lubił igrać z ogniem.
-Na pewno tego chcesz?- w jego uśmiechu nie było niczego przyjemnego.- Możesz zrobić sobie krzywdę.
Ciemnowłosa nieznajoma zaśmiała się ironicznie, pokazując tym samym co sądzi o jego uwadze, w której bynajmniej nie było ani grama troski. Schyliła się odrobinę i wyjęła z buta sztylet… zaraz, zaraz! Dlaczego wcześniej oskarżyła go o kradzież, skoro przez cały czas miała swój nóż w… bucie?!
-O, proszę! Znalazła się twoja zguba.- zauważył chłopak, pokazując końcówką ostrza nóż, który dziewczyna właśnie trzymała w ręku.
-To nie ten.- oświadczyła, piorunując likantropa spojrzeniem ostrzejszym, niż broń, którą dzierżyła w dłoni.
„ Gdyby spojrzenie mogło zabić, już leżałby trupem.” -pomyślał, a kąciki jego ust lekko uniosły się w górę.
-Skoro masz drugi, to chyba ten pierwszy nie będzie ci potrzebny, prawda?- odparł, podrzucając swój sztylet dla zabawy. Oczywiście, że to była jego broń, był tego absolutnie pewien. To była jedna z niewielu rzeczy, które uczciwie kupił u rzemieślnika, co do tego nie miał żadnych wątpliwości. Ale skoro nieznajoma uważała, że to było jej ostrze… mógł się z nią przez chwilę podroczyć.
-Jeden dla remisu, drugi dla wygranej.- wyjaśniła szybko.
-Doprawdy…? Dwa rzadko są lepsze niż jeden.
-To zależy, czy umiesz się nimi posługiwać.- ton w jakim to powiedziała wydał się Dean’owi odrobinę prowokacyjny. I rzeczywiście był.
-Zawsze możesz sobie jakiś wyczarować.- odparł, przypominając sobie jej sztuczki związane z iluzją… i płonącą peleryną.
-Owszem, mogę.- odpowiedziała, zbliżając się do niego.
On również podszedł kilka kroków bliżej, czujnie przyglądając się swemu przeciwnikowi. Nawet jeśli była to kobieta, to nie mógł jej lekceważyć. Nie wyglądała na stereotypową dziewczynę… do damy to już w ogóle było jej daleko, choć Lunatykowi akurat wcale to nie przeszkadzało.
-Myślę, że działa to na przeciętnego łotrzyka.- zauważył, ważąc broń w dłoni.
-Owszem, działa.
-Żadne z nas nie jest jednak przeciętnym łotrzykiem.
Na twarz dziewczyny wkradł się tajemniczy uśmiech, osoby zadowolonej z siebie i gotowej do walki. Przymrużyła ciemne, jak węgiel oczy, taksując szybkim spojrzeniem swojego przeciwnika, w ułamku sekundy oceniając jego słabe i mocne strony i porównując jego umiejętności do własnych. I charakter. Tak, osobowość również stanowiła tutaj kluczowy element. Sama walka miała dwa etapy, a oprócz posługiwania się bronią, ważne były w niej jeszcze potyczki słowne. O to drugie jednak żadne z nich nie musiało się martwić.
-Nie jest. To widać.- ostatnie słowa wypowiedziała przez zaciśnięte zęby. To był koniec rozmowy… chwilowy koniec.
Ciemnowłosa nieznajoma zaatakowała pierwsza. Rzuciła się ku niemu i w mgnieniu oka znalazła się tuż przy Deanie, który ledwo zdołał wykonać unik. Poruszała się pewnie i szybko… zbyt szybko, jak na przeciętną kobietę. Lunatyk mógł spodziewać się po niej wiele, ale najwyraźniej z początku odrobinę zlekceważył przeciwnika. Nie był pewien, jak ona oceniła jego umiejętności, choć to akurat nie było tak bardzo istotne. Nie miał zamiaru zostać w tyle. Siebie mógł być pewien.
Mężczyzna uskoczył, unikając bliższego spotkania z ostrą bronią. Szybko odwrócił się i wycelował w ramię nieznajomej. Zrobiła unik szybkim obrotem i dwoma skokami oddaliła się odrobinę od Dean’a.
Przez chwilę krążyli wokół siebie, sprawdzając nawzajem swój refleks i umiejętności. Ważąc broń w dłoni, lecz przy tym ani na chwilę żadne z nich nie spuściło swego przeciwnika z oczu. Tym razem to chłopak zaatakował pierwszy, a kobieta zablokowała i odparła kilka szybkich pchnięć. Tylko po to, by zaraz sama ruszyć do ataku i zostać zablokowana przez przeciwnika. Każde z nich posługiwało się podobną bronią, więc mieli bardzo podobną technikę. A świetny refleks obojga w niczym im nie pomagał. To znaczy, z pewnością pomagał im p r z e ż y ć , ale uniemożliwiał w y g r a ć . A przynajmniej nie w tej potyczce. Żadne z nich nie zamierzało jednak zwolnić. Co to, to nie! Przecież nie mogli się poddać, to oznaczałoby ich słabość. Kierowali się dość podobną zasadą: „Przeciwnik musi poddać się pierwszy”. W takim razie oboje mieli mały problem…
-Zdradzisz mi swoje imię?- spytał, choć oboje nie przestali walczyć.
Dziewczyna uniosła jedną brew i parsknęła ironicznie.
-Pytasz o to w takiej chwili?
-A nie mogę?
-Hm…- nieznajoma zatrzymała się na chwilę i znów otaksowała Dean’a szybkim spojrzeniem, odrobinę mrużąc przy tym oczy.
-Pod warunkiem, że ty najpierw zdradzisz swoje.- słysząc te słowa, mężczyzna zaśmiał się krótko, a na jego twarzy pojawił się tajemniczy grymas.
-W życiu.
-No i masz swoją odpowiedź.- ciemnowłosa odwzajemniła uśmiech.
-A więc pozostaniesz Płomyczkiem.- zauważył, robiąc przy tym niewinną minę. Ta uwaga ani trochę nie spodobała się nieznajomej.
Oboje znów ruszyli do ataku, tym razem w identycznym tempie. Oboje skoczyli w przód, a broń, którą trzymali w dłoniach błysnęła w świetle słońca. „Ciekawe co myślą sobie o nas ci zwykli przechodni”, pomyślał nagle Dean i zaśmiał się w myśli, widząc minę jednej ze starszych kobiet, siedzącej przy swoim straganie. Bądź co bądź, oboje z nieznajomą zakłócali odrobinę porządek i spokój ludzi w otoczeniu. W dodatku, jakby nigdy nic urządzili sobie małą potyczkę na placu targowym. Nie dość, że zabierali sporo wolnego miejsca, to jeszcze mogli przez przypadek kogoś zranić. Ups. Ale czy to powstrzymało któreś z nich? Nic podobnego.
Młoda dziewczyna znów zaatakowała, celując swym sztyletem w jego ramię. Dean odtrącił jej ostrze błyskawicznym ruchem i zablokował cios. Dalsza walka, choć była bardzo krótka, to z pewnością szalona i dynamiczna. Nie brakowało w niej pchnięć, ciosów, ani uników, a co jakiś czas przy uchu można było usłyszeć metaliczny świst ostrza.
W końcu na twarzy Dean’a pojawił się przebiegły, tryumfalny śmiech. Udało mu się zablokować prawą rękę przeciwniczki i przyłożyć nóż do lewego boku, tuż pod ramieniem. Dziewczyna na chwilę zamarła… również z szerokim uśmiechem na ustach.
-Poddajesz się?- spytała wyzywająco.
Likantrop czuł na brzuchu dotknięcie ostrza. Spojrzał się w dół i zobaczył drugą rękę nieznajomej. Tą, która trzymała nóż, którym walczyła dziewczyna zdążył zablokować. Ale drugiej już nie… ale zaraz, zaraz. Czy ona właśnie trzymała przy jego brzuchu igłę?!
-Zamierzasz mnie nią podziurawić?- spytał kpiąco i docisnął sztylet do jej lewego boku.
-A jeśli jest zatruta?- nieznajoma uśmiechnęła się niewinnie, choć w jej ciemnych oczach błysnęły ogniste iskierki. Płomienie.
-Równie dobrze możesz blefować.- zauważył, choć nie była taki pewien swoich słów. Dziewczyna najwyraźniej doskonale wyczuła jego wahanie.
-A chcesz to sprawdzić?
Oboje posłali sobie jadowity uśmiech, a w ślepiach każdego z nich iskrzyło się coś na kształt szaleństwa. Żadne z nich się nie ruszyło. Dean przycisnął swój sztylet nieco mocniej do jej boku.
-Tutaj jest żyła, która biegnie prosto do serca.- wyjaśnił szybko, nie zwalniając uścisku.- Jeśli ją przetnę, krew wyleje się tak szybko, że nawet nie wymyślisz, jak skutecznie mnie przekląć.
Nagrodą za to drobne upokorzenie był widok jej otwartych szeroko oczu ze zdziwienia i zniknięcie z twarzy wyzywającego uśmieszku.
-A zatem remis?- zaproponowała, a słowa te najwyraźniej ledwo przeszły jej przez gardło. Skrzywiła się odrobinę, nie kryjąc rozczarowania.
-Remis.- zgodził się Dean, który również nie był usatysfakcjonowany wynikiem potyczki. No, może po części. Było całkiem zabawnie.
Zabrał nóż, który wcześniej przystawił do lewego boku nieznajomej, a ona również schowała swoją broń. Ciekawe tylko co dalej…?
-A jeśli chodzi o sztylet.- zaczął likantrop i uśmiechnął się odrobinę, wskazując palcem na jeden ze straganów.- To zdaje się, że tamten kot bawi się podobnym…
Na dźwięk tych słów dziewczyna obróciła się nagle i zaraz posłała zwierzakowi mordercze spojrzenie.
-Freys!- warknęła w stronę szarego kocura i, jak torpeda, pognała w stronę straganu.
Dean uśmiechnął się na ten widok i, jakby nigdy nic poszedł za nieznajomą, która właśnie dopadła swojego zwierzaka i zaczęła okrzykiwać pomiotem szatana, oraz złośliwym gremlinem…
Yanan? A wszystkiemu winne są koty XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz