- Tak, są prawdziwe- khajit wzruszył ramionami, ale dopiero gdy zniknął z nich palec jego rozmówczyni.
Widząc jak ta uparcie wpatruje się w każdą widoczną cętkę, Revern zaśmiał się krótko.
- Jeśli mi nie wierzysz to możesz sprawdzić- powiedział nachylając się nad daniem które właśnie otrzymał siedzący obok mężczyzna.
- Gulasz z dzika- szepnął brodacz.
Nim khajit zdążył poprosić o to by zamówił i dla niego do jego uszu dotarło głośne: ,,Serio?!" i szurnięcie potrąconego krzesła. Zanim dotarło do niego co się dzieje Mira mocno uszczypnęła go w cętkę, którą wcześniej dotknęła. Był do tego stopnia zaskoczony, że zapomniał powiedzieć ,,Ał!".
- Niewiarygodne- wyszeptała dziewczyna wodząc palcem po krańcach obiektu badań.
Revern był do tego stopnia zdezorientowany, że chwilowo zatracił jakąkolwiek zdolność komunikowania się. Nie ułatwiła mu tego mała, urocza papuga khajitki, na którą wcześniej nie zwracał uwagi.
- Bekon, bekon, bekon- ,,śpiewała" spacerując po głowie, siedzącego obok, brodacza.
Chłopak potrzebował paru minut by, może nie zrozumieć, ale poukładać sobie całą te sytuację. Mira chyba to zauważyła bo odsunęła się by mu tego dodatkowo nie utrudniać. Czyli ona bada moją sierść, a papuga krzyczy ,,bekon". Wszystko jest w porządku... Co ja wygaduję? W całej tej sytuacji normalny jest tylko gulasz z dzika. Revern mocno potrząsną głową w nadziei, że to jakoś pomoże. W sumie to pomogło, bo rozbolała go łepetyna, a ból odciągał go od bezsensownych rozmyślań.
Nachylił się do brodacza.
- Załatwisz mi gulasz?
Mężczyzna uśmiechnął się, przytaknął i ruszył w stronę gospodarza. Papużka opuściła jego głowę i wylądowała na stole obserwując khajita z lekko przekrzywioną główką. Revern obawiał się najgorszego. A mianowicie okrzyku ,,Bekon!" i szturmu na fortecę jego umysłu. Tymczasem zwierzaczek zrobił coś o wiele gorszego.
- Rozmaryn! Rozmaryn!- krzyczała podskakując w miejscu.
Kupiec przez chwilę wpatrywał się w nią z otwartymi szeroko ustami. To co sobie myślał miał wypisane na twarzy. CO TO, NA BRODĘ MEGO OJCA, MA BYĆ?! Mira chyba zrozumiała przekaz. Nie tylko domyśliła się co chodzi po głowie Revernowi, ale i papudze. Sięgnęła do sakiewki i wyciągnęła z niej jakieś nasiona. Podała kilka wyraźnie uradowanej ptaszynie. Po chwili z promiennym uśmiechem (jakby choćby na chwilę przestała się uśmiechać) wyciągnęła dłoń do chłopaka. Ten początkowo chciał powiedzieć ,,Nie dzięki, wolę nie zbliżać palca do tego czegoś", ale przełamał się i wziął jedno ziarenko. Obejrzał je uważnie usiłując odwlec nieuniknione.
Powstrzymując cisnący się na usta grymas zbliżył palce do papugi. Zwierze chyba wyczuło jego niepewność bo w swej złośliwości skoczyło do przodu, pusząc piórka i cicho skrzecząc, jakby chciało go dziobnąć. Revern odruchowo cofnął rękę gdy tylko papuga chwyciła nasionko. Na wszelki wypadek przeliczył wszystkie palce. Zupełnie zapomniał, że chciał sprawiać inne wrażenie.
Było już jednak za późno. Mira wybuchła śmiechem. I to nie byle jakim. Revern zwykł taki śmiech nazywać perlistym, a mało który za taki uważał. Khajitka miała chyba ochotę skomentować jego lęk przed papugą. Jednak rozmówca postanowił ją ubiec rzucając pierwsze słowa jakie ślina mu na język przyniosła.
- Masz ładny śmiech- powiedział licząc, że tym szczerym komplementem odwróci jej uwagę od tego co przyczyną tegoż zjawiska było.
Mira? Wybacz mi proszę stan tego opka *^*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz