Słońce już wstało, tak samo jak Dinayah i ja... Wszyscy już chyba wstali, no może oprócz tego lenia Freys. Oczywiście, kiedy tylko zwracam Dinie uwagę, żeby go ruszyła do zabawy ona twierdzi, że mam się go nie czepiać - "Jest taki rozkoszny kiedyś śpi!". Oczywiście, kot leży z zamkniętymi oczami ale przesyła mi swoje przemyślenia na temat tego, jaką mysz dziś upolował i jak ją zeżarł... Yugh! Nie chcielibyście tego słyszeć.
- No dobrze, chodź! - odpowiadam i wciągam szybko kamizelkę.
Dina podchodzi i podaje mi grzebień. Tak, jasne, nienawidzę tych jej manier i idealnych fryzur, ale jeśli chodzi o czesanie małej... No, robię jej trochę za matkę, więc muszę to umieć, zwłaszcza jeśli Dina chodzi do tej całej szkoły...
- Więc? Co dzisiaj? - pytam, rozczesując jej włosy.
- Mmmm... koszyczek - odpowiada.
- Dobrze.
Półtorej godziny później macham Dinie na dowidzenia i odchodzę (czyt. uciekam) spod budynku. Ledwo jednak dochodzę na targ a już zauważam te niebieskie ślepia wlepione w starszą panią, która ćwierka nad koteczkiem.
- Och, jesteś mój malutki! Jak miło! Poczekaj, zostawiłam ci skrawki, kochaneczku! - mówi kobieta i idzie na zaplecze swojego straganu. Opieram się o słup z ogłoszeniami niedaleko i krzyżuję ręce. Unoszę brew w rozbawieniu i kręce głową. Ten kot jest niemożliwy!
Po chwili wraca dobroduszna pani i daje Freys obiecane skrawki. Kot mizia jej się o nogi i połyka szybko jedzenie. Po czym mruczy przez chwilkę aż odchodzi zadowolony. Wtedy podbiegam do kocura, łapie go na ręce i szepczę do ucha:
- Ile takich numerów wykręcasz dziennie?
~~Och, no weź! Głodny byłem a ta pani jest po prostu miła...
- Tak jakby w domu Dina nie dawała ci wystarczająco! Mała oddaje ci swoje śniadania!
~~Ależ ja ją bardzo kocham przecież, tylko...
- Nie tłumacz się już. Wracasz do domu?
~~A moge iść z tobą do Resh'a?
- Jeśli bardzo chcesz... Ale wiesz, że on sprzedaje owoce i warzywa a nie mięsko?
~~Rany, chcę ci towarzyszyć, nie jeść!
Parskam śmiechem ale usadawiam kota na ramieniu i idziemy. Jest mi teraz cieplej, więc nie narzekam.
Po pół godziny jestem już za straganem i obsługuję klientów Resh'a, który musiał wyjść na chwilkę. Odwracam się na moment po towar i mój wzrok pada na... O rzesz ty! Gdzie jest mój sztylet?! Przecież położyłam go tu przed sekundą!!
~~Tamten człowiek ma taki sam, może to ten?
- Który Freys?! Pokaż mi a zabiję!
Kot wskazuje łapą na mężczyznę w płaszczu który stoi przy stoisku na ukos od mojego. Wbijam w niego płomienne spojrzenie. Waży w dłoni jakiś przedmiot, wyciąga rękę odsłaniając trochę poły płaszcza... I w świetle słońca błyska ostrze. Poznaję je od razu, nie pomyliłabym Nastyi z żadnym sztyletem!
Rzucam skrzynkę z towarem tak mocno, że nie jestem pewna, czy towar przeżył, ale nic nie teraz nie obchodzi. Gniewnym krokiem podchodzę do mężczyzny od tyłu i bez słowa wyciągam rękę po sztylet, niestety, w tym samym czasie co owy złodziej. Stwarzam szybko iluzję ognia drugiego końca płaszcza. To odwraca na moment uwagę mężczyzny i pozwala mi szrapnąć ostrze. Odwracam się i ruszam z powrotem do siebie, jednak po 2 krokach zostaję brutalnie szarpnięta i odwrócona.
- Tobie się chyba coś pomyliło, Iluzjonistko. - Słyszę głos ale widzę tylko ciemne oczy osłonięte kapturem peleryny. Można powiedzieć, że patrzę w noc.
- Mi? Tobie się coś pomyliło, Panie Perfekcyjny Złodzieju! - Szarpię rękę za którą mnie złapał i odsuwam się kilka kroków. Za blisko, nie lubię tak blisko.
- Słucham? To poważne oskarżenie. Poza tym, to ty ukradłaś sztylet mnie więc dobrze ci radzę, oddaj mi go!
- Ha! Chcesz żebym oddała ci swój własny sztylet?!
- Co? Ten sztylet należy do mnie, Płomyczku!
No nie! Czy ja śnię?! Czy ten buc nazwał mnie PŁOMYCZKIEM?! O, niedoczekanie jego!
- Nie wiesz na co się porywasz - szepczę jadowicie.
- Obawiam się, że oboje tego nie wiemy - odpowiada mi chłopak.
Mrużę oczy i wyciągam celuję w niego sztyletem... Który jest odrobinę zbyt czysty, by mógł być mój. Nie wierzę! A więc on go jednak nie ukradł! Nastya ma bardzo charakterystyczną cechę - jest wiecznie ubrudzona, jak ja i lekko wyszczerbiona u nasady. Cholercia!
Nie daję jednak po sobie poznać, że wiem jaka jest prawda i rzucam mu sztylet. Łapie go a ja uśmiecham się ironicznie i tak smo kłaniam się, łacząc nogi i rozkładając ramiona.
- A więc sprawdźmy!
Dean? Hyyhhyy, mam nadzieje, ze dobrze opisałam reakcję?
Tak, jest w porządku ^^
OdpowiedzUsuń...
Płomyczku ;3