Dziewczyna strzepnęła krew. Ranny bandyta tymczasem jęczał trzymając się
za bok. Jokasta przewróciła oczami i z premedytacją kopnęła go w
brzuch. Mężczyzna zatoczył się po czym upadł. Kasta uśmiechnęła się
promieniście do Kevy, minęła reptilianina i podeszła do próbującego
niezdarnie uciekać na czworakach herszta bandy. Zdążyła go już na
początku potyczki porządnie dźgnąć, ale to jej nie wystarczało.
- Oh, Melvin! - zaświergotała teatralnie. - Chyba pobrudziłeś kubraczek! I kto ci to teraz biedaku upierze?
,,Biedak" słysząc głos Pacynki spróbował wstać. Na marne. Oczko
chwyciła go za kołnierz i odwróciła go twarzą do siebie. Zacmokała z
dezaprobatą.
- I co ty byś beze mnie zrobił? - powiedziała. Przy następnych słowach
jej głos nabrał jednak surowego tonu. - Nawet się porządnie odegrać nie
umiesz, a w pierwszy dzień ,,rządów" straciłeś wszystkich swoich ludzi.
Ale za to coś mi uświadomiłeś: że takich szumowin jak ty nie powinno
się werbować.
Po tych słowach wykonała szybki obrót, błysnęła szabla, a ostrze
pociągnęło za sobą stróżkę szkarłatnej posoki. Łeb Melvina z zastygłym
grymasem potoczył się po ziemi, bezwładne ciało upadło. Jokasta wytarła
broń o kubrak truposza, po czym jeszcze na niego splunęła.
- Droga gawiedzi! - zawołała gromko odwracając się do gapiów. - Ci
tutaj szlachetni panowie nie są już zdolni sprawować pieczy nad swoimi
dobrami, a w Nekenie toż to najprawdziwszy grzech tak coś zmarnować...
Gawiedź domyśliła się o co chodzi i rozpoczęło się wielkie grabienie
wszystkiego co cenne - najpierw z wierzchowców, a następnie z trupów.
Kasta dalej stała nad ścierwem Melvina. Keva podszedł do niej i przyjął
pozę do której zdążyła przywyknąć. Mianowicie założył ręce na piersi i
popatrzył na nią powątpiewająco.
- Ta cała scenka była konieczna? - rzucił.
Oczko wzruszyła ramionami.
- Po prostu lubię gdy faceci tracą dla mnie głowy. Albo przeze mnie. To zależy - odparła.
- Od czego?
- Od mojego kaprysu.
Keva nie skomentował tego, choć musiał mieć ku temu wielką ochotę.
Spojrzał na tłum ,,rozdzielający" między sobą własności bandy Melvina.
- Tak im po prostu z dobroci serca oddasz pieniądze? - zapytał podnosząc pytająco gadzią brew.
- Skądże. Wszystko, czego potrzebujemy... - dziewczyna odpięła od pasa
trupa pękatą sakwę i zabrzęczała nią dla udowodnienia swoich słów -
jest tutaj.
Reptilian wzruszył ramionami. Póki tłuszcza była zajęta ,,skarbami"
szajki, Jokasta i Keva dotarli do swoich wierzchowców, po czym wyjechali
na stepy.
- To gdzie teraz? - zapytał biały jaszczur, bardziej z zasady niż rzeczywistej chęci uzyskania informacji.
- Jak to gdzie? Do Kenarii! - zakomenderowała (nieco zbyt głośno) Pacynka. - Czas się odkuć.
- Za co niby? Zakupy?
- Dowiesz się w swoim czasie - odparła. - A po drodze wypadałoby
zwerbować jeszcze kogoś. Bo widzisz, wychowano mnie na jednym
powiedzeniu: ,,Jeden może być zdrajcą, dwóch może być w zmowie, trzem
mężom ufajcie szlachetni panowie".
- ,,Ufajcie", a ,,Dajcie się ograbić" to dwie różne rzeczy - zauważył jaszczur.
- Dla naszego cechu to jedno i to samo - upierała się dziewczyna.
Keva westchnął boleśnie. Dalej nie mógł uwierzyć w co się wpakował. A to dopiero początek...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz