- No chodź, przecież nie gryzę.
Dziewczyna zaśmiała się krótko i na chwilę odsunęła z twarzy maskę. Keva głośno przełknął ślinę, a Pacynka uśmiechnęła się słabo i pomasowała sobie policzki. Szczerze powiedziawszy jaszczurowi aż zadrżały palce, które jakby odczuły potrzebę skontrolowania stanu skóry na twarzy właściciela. Mazikeen ponownie naciągnęła maskę i wskoczyła na miejsce za plecami reptilianina ignorując jego wyciągniętą rękę. Po jej rozluźnionej postawie dało się poznać, że wcale nie przeszkadza jej brak siodła. Keva z boleścią spojrzał na porzucony na środku ulicy przedmiot. No nic, musi mieć nadzieję, że najbliższy rabunek uzupełni lukę jaką, w jego gadzim sercu, pozostawiło po sobie to stare, mocno już zużyte siodło.
Śnieżkowi, o dziwo, dodatkowy ładunek nie sprawiał większej różnicy ani nie przysparzał trudności. Zaliczał się do tego niewielkiego procenta koni, którym jest wszystko jedno. Można więc śmiało powiedzieć, że wierzchowiec był w znacznie lepszej sytuacji od właściciela. Większość mężczyzn cieszyłaby się pewnie, że jakaś kobieta ich obejmuje i czują dotyk jej ciała przy każdym ruchu. Kevie też by to pewnie nie przeszkadzało gdyby nie fakt, że owa kobieta jest przynajmniej po części tarkatanką, której szczęki znajdują się niebezpiecznie blisko jego szyi. Chociaż... Nawet gdyby siedziała za nim Jokasta nie obdarzona tak nietypowym uzębieniem nie czułby się wcale lepiej. Więcej powiem, nawet by z nią nie pojechał. Po pierwszej minucie jazdy najpewniej zeskoczyłby z konia i poszedł dalej piechotą.
Nawet Oczko nie była na tyle szalona by zmuszać dwójkę jadących na oklep towarzyszy do jazdy czymś szybszym od kłusa. Co jakiś czas zerkała na skrzywiony w lekkim grymasie pysk albinosa i śmiała się w duecie z niemniej rozbawioną zaistniałą sytuacją Maze. Keva powstrzymywał się od uwag. Były zbędne. Był w mniejszości, zdominowany przez dwie, prawdopodobnie chore umysłowo, bandytki.
Po paru godzinach wyjątkowo niewygodnej jazdy (nie oszukujmy się, Śnieżek miękkiego karku nie ma) Jokasta wjechała na gościniec. Keva i Maze trzymali się leśnej ścieżki tuż obok, ukryci za ścianą z liści, igieł i pni drzew.
Udało im się namierzyć grupkę handlarzy końmi. Rzem z nimi, na jednym z dwóch wozów, siedział brodaty krasnolud pilnie strzegący swojego małego kuferka o nieznanej, aczkolwiek niewątpliwie cennej, zawartości. Na drodze nie było widać nikogo innego, ale kupcy byli dość liczni więc zanim przypuścili atak Pacynka podjechała do nich w celu skontrolowania stanu ich uzbrojenia. Miała poinformować o tym resztę za pomocą sygnałów, których niestety nie raczyła im w żaden sposób wyjaśnić. Albinosowi nie po raz pierwszy przyszło do głowy, że biorąc pod uwagę fakt iż dziewczyna dosiadała baryłkowatego kuca, wygląda na nim nawet dostojnie.
Kobietom często trudno jest odnaleźć się i zyskać szacunek w przestępczym półświatku. Widywał wiele dumnych bandytek prezentujących się w widowiskowy sposób. W pamięci utkwiła mu pewna reptilianka, która by zaimponować reszcie bandy, schwytała dwa luory i zmusiła do ciągnięcia rydwanu. Często zastanawiał się nad tym jak udało jej się tego dokonać. Chodziły pogłoski, że najzwyczajniej w świecie miała dobrą rękę do zwierząt. Choć Keva był raczej skłonny twierdzić, że owa ręka była po prostu twarda, o czym nie raz miał okazję się przekonać. Oczko była pierwszą znaną mu bandytką, która prezentowała się na kucyku.
Zrównała się z wozem i zaczęła przyjacielską rozmowę z kupcami. A przynajmniej tak się Kevie zdawało. Tak się składa, że po jakiejś minutce wszyscy, poza skupionym na kuferku krasnoludzie, nachylali się do niej z szerokimi uśmiechami wymalowanymi na niezbyt przystojnych facjatach.
- To jakaś strategia?- zagadną Maze wiedziony czystą nudą- Mają się ślinić aż powypadają z wozów?
Dziewczyna zaśmiała się krótko, po czym dodała z wyraźną kpiną:
- Musisz doszukiwać się sensu we wszystkim?
Keva przewrócił oczami. Nim zdążył otworzyć pysk rozmówczyni wyrwała mu wypowiedź prosto z gardła.
- Kobiety!- zawołała niskim głosem na tyle głośno by uszło to za okrzyk, ale i na tyle cicho by nie usłyszeli jej ludzie na gościńcu. Dla zwieńczenia swej parodii pacnęła się dłonią w czoło, tak jak to zwykł robić Keva.
Reptilian skrzywił się lekko spoglądając na siedzącą za nim tarkatankę. Może jednak wolałby towarzystwo Pacynki. Wydawało się to głupie biorąc pod uwagę to jak bardzo go irytowała. Nie miał jednak wiele czasu by zastanowić się nad tym jakże ważnym problemem, bo wspomniana przed chwilą bandytka zaczęła dawać znaki.
Jakie? Niepojęte. A przynajmniej dla Kevy, bo Maze spoglądała na Oczko z ogromnym skupieniem. Jaszczur odnosił nieprzyjemne wrażenie, że to on tu jest przygłupi, a nie one. No, bo przecież te dziwne, pozornie trochę mimowolne ruchy palców mają oczywiste znaczenie, którego on, marny, głupi reptilian, nie jest w stanie zrozumieć!
Spojrzał na siedzącą za nim kobietę. Jeszcze przez chwilę obserwowała Jokastę po czym rzuciła mężczyźnie spojrzenie którego kompletnie się nie spodziewał. Jej oczy mówiły ,, Za cholerę tego nie rozszyfruję". Albinos podrapał się nerwowo po szyi, po czym rzucił dziewczynie nieme ,,To co teraz?". Ta wzruszyła ramionami i wyciągnęła sai. Jej twarz, spojrzenie, sai... Wszystko to mówiło ,,Srać to. Choć zabijać". Keva skrzywił się lekko. Jakoś nie był pewien, czy dobrze zrozumiał tę niemą wypowiedź. Opuścił ramiona z wyraźną rezygnacją.
- Po prostu powiedz- westchnął.
Jej wystające sponad maski oczy spojrzały na niego jak na kompletnego idiotę.
- Serio? Przed chwilą wyciągnęłam broń. Czy mogę wyrazić się jaśniej?
Reptilian powstrzymał się od komentarza i popędził konia, przedzierając się przez zarośla. Zapomniawszy o braku siodła omal nie spadł ze Śnieżka. Przekrzywił się na prawo i poleciałby pewnie gdyby nie to, że jego wierzchowcowi nie przeszkadzało wieszanie się na szyi. Maze widocznie bardzo spodobała się zaistniała sytuacja, bo wcale nie zamierzała pomagać bandycie. Mało tego, nie dość, że nie pomagała to jeszcze śmiała się i spychała go z konia. Maska zsunęła się z twarzy dziewczyny chwilę przed tym jak wypadli na gościniec. Powinni wyglądać groźnie, budzić strach, a wyglądali bardziej absurdalnie niż Pacynka na Pottocku. Maze śmiała się w głos prezentując światu całe swoje uzębienie, a z Kevy wydobywały się paniczne krzyki, a może nawet wrzaski, osoby, która bardzo nie chce walnąć głową w wyłożoną kamieniami drogę.
Na całe szczęście ogier zdążył wytracić prędkość zanim minęli karawanę przed którą mieli wjechać. Oba wozy zatrzymały się.
Albinos zsiadł, a raczej odpadł od konia. Wstając wyrzucił z siebie więcej przekleństw niż znał, więc kilka musiał wymyślić na poczekaniu. W końcu wyprostował się i rozmasował plecy. Na obydwu wozach panowała głucha cisza. Wszyscy, poza zsiadającą z wierzchowca i nadal cicho chichoczącą tarkatanką, patrzyli na reptilianina z nieokreślonymi wyrazami twarzy. Wyjątkowo nawet Jokasta nie miała nic do powiedzenia. Ta cisza wcale się Kevie nie podobała. Wyminął ciągnące pierwszy wóz konie i podszedł do Jokasty.
- Co te znaki miały znaczyć?- zapytał z wyraźniejszą niż zwykle irytacją- Nawet Maze niczego nie zrozumiała.
Dziewczyna zamrugała szybko, po czym pacnęła się ręką w czoło.
- Jeszcze nie dawałam żadnych znaków.
Nie zdarzało się to często, a przynajmniej taką miał Keva nadzieję, ale teraz niewątpliwie miał minę godną faceta, który po długich latach życia w błędzie uświadomił sobie, że jest paskudnym przypadkiem debila.
-A-ale jak to...?- z jego twarzy zniknął cały gniew, zastąpiony przez głęboki szok, którego pewnie nie okazałby gdyby przed chwilą omal nie spadł z galopującego konia prosto na wykładany kamieniami gościniec. Nie ma co ukrywać- obecnie był lekko rozregulowany emocjonalnie.
- Zamierzałam się wycofać,- teraz to na twarzy Oczko pojawiła się irytacja- bo okazało się, że mają...
Na lewo od nich, gdzieś na pierwszym wozie, coś zaszurało i metalicznie brzdęknęło. Jaszczur niechętnie spojrzał w tamtym kierunku domyślając się już co zobaczy.
-... kuszę- dokończyła Jokasta- Brawo, Keva.
Jokasta? Maze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz