poniedziałek, 5 października 2015

Od Jokasty CD Kevy : Ręce opadają...

Jokasta nie odpowiedziała. A przynajmniej nie od razu. Sztywna jak struna myślała gorączkowo. Nie spodziewała się Melvina i jego bandy tak szybko. Ukrywanie się teraz nie miało najmniejszego sensu, skoro już ją zauważyli. W sumie to trudno nie zwrócić uwagi na kolorowo ubraną, głośną brunetkę jadącą na baryłkowatym, odstającym od reszty wierzchowców koniku.
- Chyba domyślam się skąd nazwa “Uciekinierka” - Keva ponowił próbę przywrócenia dziewczyny do rzeczywistości. - Może jednak podejmiesz jakieś działania?
- Ależ oczywiście, że podejmę - Pacynka podniosła dumnie głowę. Keva w duchu odetchnął z ulgą. Może coś w tej ślicznej główce siedzi... I wtedy ku zupełnemu załamaniu albinosa Joka przyłożyła do ust dłonie i zakrzyknęła: - HEJ, MELVIN! TU JESTEM!
- To jakaś paranoja... - powiedział do siebie Keva. Oczko zignorowała to.
Jadący na przedzie bandzior bez dłoni pierwszy dotarł na miejsce. Uśmiechał się. Zdecydowanie było to sprzeczne z jego intencjami wobec Caldemeyn. Zsiadł z konia równocześnie z resztą bandy. Pięciu mężczyzn trzymało już w rękach oręż. Melvin, naturalnie, tego zrobić nie mógł. Pacynka również zsiadła. Za nią, z boleścią, zrobił to Keva. Głodni rozrywki przechodnie zaczęli powoli zatrzymywać się wokół nich licząc na jakąś jatkę.
- Jokasta Caldemeyn - Melvin mówił głośno, by do wszystkich uszu dotarło nazwisko bandytki. Kolejna w miarę bezpieczna i anonimowa kryjówka zniknęła z listy ulubionych miejsc dziewczyny. - Co jak co, ale z twojej strony liczyłem na jakiś dłuższy pościg. Odbierasz mi całą przyjemność.
- No widzisz? A ja wręcz przeciwnie - odpowiedziała Oczko z najsłodszym uśmiechem na jaki ją było stać. - Liczyłam, że nie ujrzę już tej twojej mordki przez najbliższe trzy lata. I dałabym sobie RĘKĘ uciąć, że zgubiłam was w przesmyku - Kasta specjalnie podkreśliła kolokwialny zwrot.
- Szkoda, że nie głowę - wycedził z jadem herszt bandy. - Nawet ci topór przywiozłem.
- Katowskie ostrza z tego co pamiętam wymagają użycia dwóch rąk - odparowała dziewczyna.
- Kopiesz sobie grób, Caldemeyn - ostrzegł tracący cierpliwość Melvin.
- Przynajmniej umiem utrzymać łopatę.
Biały reptilian nie dowierzał własnym oczom. Oto ma przed sobą “pracodawcę”, który pożył na swoim stanowisku niespełna kilka godzin. Prawdopodobnie najkrótsza zawarta współpraca w życiu Kevy. Mimo załamania postawą Pacynki czujnie zerkał w stronę towarzyszy Melvina, czy aby któryś nie zechce zaatakować dziewczyny. Żaden z nich na szczęście nie posiadał łuku ani kuszy, a jedynie noże, krzywe szable, a największy miał ze sobą nabijaną gwoździami maczugę. Żaden nie wyglądał na takiego, co całkowicie mistrzowsko posługuje się swoją bronią. Jeśli szabla Jokasty jest równie cięta co jej język to nie powinno być z nimi aż tak strasznych problemów. Domyślił się już również kto pozbawił herszta bandy ręki, więc jego nadzieje całkowicie się nie rozwiały.
Tymczasem Melvin zaczynał tracić nad sobą panowanie. Jokasta widząc co się dzieje uśmiechnęła się złośliwie i cofnęła mimo woli o krok.
- Oj, oj, Melvin - zaczęła, prawdopodobnie dobijając następnymi słowami ostatni gwóźdź. - Co mam powiedzieć? Po prostu mi przy tobie RĘCE OPADAJĄ.
Herszt bandy wyszarpnął lewą ręką szeroki nóż I tym samym ruchem przeciął powietrze tuż przed brzuchem Jokasty. Dziewczyna odskoczyła w ostatniej chwili. Wyjęła z pochwy szablę i stanęła w pozycji szermierczej z ostrzem uniesionym nad głową. Kątem oka dostrzegła ruch obok Pottock’a. To Keva znudzenie wyjął katary i szedł już w stronę zbliżających się dwóch towarzyszy Melvina.

 Keva?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz