Jeden z jego przeciwników miał w dłoni nóż, drugi zakrzywioną szablę. Z tym, że sposób w jaki ową szablę trzymał wskazywał na to, że więcej miał do czynienia z tasakiem kuchennym niźli bronią białą. Kevie prawie zrobiło się ich żal. Okaleczyć, rozczłonkować, poszatkować czy zabić? Reptilian nie mógł się zdecydować co będzie w tej sytuacji najodpowiedniejsze. Bynajmniej nie wątpił w zwycięstwo, o ile tamci nie udawali. A nawet jeśli, jakież były szanse, że przegra?
Jednocześnie gdzieś z tyłu rozbrzmiewała ostra gra słowna starych kompanów.
Spojrzał w oczy młodych mężczyzn stojących około pięć metrów od niego. Nie widział w nich strachu, ale idiotyczną w tej sytuacji pewność siebie. Patrzył długo. Nigdy nie lubił rozpoczynać walk. Już po pierwszym ruchu można to i owo wywnioskować.
- Ej, ty! Śnieżek! Długo będziesz tak stać? - zawołał ten z nożem- Bo mamy do pogadania z kimś jeszcze.
Albinos zmrużył oczy. Śnieżek? Poważnie? Keva poczuł niemal rozbawienie. Wielokrotnie już słyszał tego typu określenia i nie robiły na nim żadnego wrażenia. Z resztą jak i większość rzeczy, osób czy zjawisk, ale jednak miał ochotę by odpowiedzieć i chwilę pobawić się słowami. Nie, poza nimi jest jeszcze trzech. Nie będę się z nimi bawić. Opuścił katary.
- To choć złociuchny i mnie przesuń- powiedział wzruszając barkami.
Chłopak wyszczerzył się.
- Z przyjemnością.
Wystartowali jednocześnie, biegiem. Między nimi było jakieś pół metra. Keva czekał, obserwował. Idioci, będą dźgać pomyślał i w ostatniej chwili zrobił krok do przodu. Ugiął kolana i ,wykonując skręt w biodrach, wcisnął się w szczelinę pomiędzy napastnikami. Jeszcze nim całkowicie go minęli wyrzucił ręce w bok i ciął jednego z półobrotu. Ten z wyższy zaliczył bliskie spotkanie z ziemią. Głośny skowyt przeszył powietrze. Rana była na tyle głęboka by przeżył, ale tylko jeśli ktoś zatamowałby krwawienie. Drugi odwrócił się i spojrzał z osłupieniem na towarzysza.
- Masz wybór- mruknął Keva prostując się i oglądając uważnie krew na katarze trzymanym w prawej ręce.
Nadal oszołomiony mężczyzna spoglądał to na towarzysza, to na jaszczura. Widocznie nadal nie docierało do niego co się w ogóle stało.
- No trudno- westchnął Keva i schował jedno ostrze. Wyciągnął nóż, wycelował i rzucił prosto w jego gardło.
Albinos podszedł, wyciągnął nuż z ciała i spojrzał an drugiego. Już się wykrwawił. Strącił świerz jeszcze krew z metalu i powiódł wzrokiem ku miejscu gdzie wcześniej stali ,zwana Jokastą, Oczko i Melvin. Mężczyzna klęczał. Gapiowie, na których wcześniej Keva nie zwrócił uwagi, pokazywali go sobie palcami. Nieco dalej Pacynka wojowała i rozmawiała jednocześnie z dwoma mężczyznami. Jeden, niemal o głowę wyższy od albinosa, bezładnie wymachiwał maczugą. Drugi, niewiele wyższy od dziewczyny, przeskakując z nogi na nogę robił to samo z szablą. W tym braku koordynacji było jednak coś utrudniającego zadanie ciosu. Obaj stali blisko siebie chroniąc się na wzajem, a ich ruchy trudno było przewidzieć. Keva nieśpiesznym krokiem ruszył brzegiem utworzonej przez widownię areny. Jednego dnia ograbiasz kupców i popijasz whisky, a drugiego zabawiasz tłuszczę. Właśnie to miał w głowie Keva zachodząc ,,skupionych" bandytów od tyłu.
Pacynka próbowała różnych zmyłek. Trudno jest jednak nabrać kogoś kto niezależnie od wszystkiego macha bronią z tym samym brakiem pojęcia. Schował katary i chwycił nóż w lewą dłoń. Zagwizdał.
Olbrzym odwrócił głowę ku Kevie, ale za raz znikła ona z pola widzenia jaszczura kiedy mocny, wycelowany w spód szczęki, sierpowy odrzucił ją do tyłu. Oszołomiony mężczyzna zachwiał się. Błysnęło ostrze sztyletu, i znikło pod żebrami. Gdy olbrzym upadł, poszerzając nieco pole widzenia albinosa, jego towarzysz klęczał przed Jokastą trzymając się za czerwoną plamę na lewym boku.
Jokasta?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz