środa, 30 grudnia 2015

Od Dean'a- CD Yanan

Mężczyzna zaklął głośno, wściekle wymachując rękoma. Ciężko powiedzieć, czy darł się na ciemnowłosą dziewczynę, zakapturzonego likantropa, czy też na kota, który przed chwilą nasikał mu na buty. No dobra, raczej to ostatnie…
Widząc to wszystko, Dean nie potrafił ukryć złośliwego uśmiechu, tańczącego na jego twarzy. Przyznam że nigdy jakoś specjalnie nie przepadał za kotami (z resztą, z wzajemnością. Dachowce zwykły syczeć za każdym razem, gdy ujrzały tego wilkołaka), ale w tamtym momencie Freys zyskał u niego punkt.
Ciekawe jakby koleś zareagował, gdyby nasikał mu nie na buty, a do nich., pomyślał mimo woli, starając się nie wyobrażać sobie reakcji drugiego likantropa.
~Możemy sprawdzić następnym razem.~ usłyszał w głowie.
Dean zamrugał szybko ze zdziwienia, a gdy zaczął rozglądać się dookoła, jego spojrzenie padło na niebieskie oczy, obserwującego go Freys. To kot gadał w jego głowie?!
-Cholerny…- zaczął Trevor, lecz ciemnowłosa najwyraźniej nie miała zamiaru dać mu dokończyć.
-Wynoś się stąd, Trevor. Głuchy?! Ile razy mam Ci powtarzać?!
Mężczyzna spojrzał na, jak wywnioskował Dean, dawną towarzyszkę, po czym jego (pełen już nienawiści) wzrok padł na młodego likantropa, następnie przesunął się na szarego kota i znów przystał na ciemnowłosej. Mężczyzna uśmiechnął się zawzięcie, jakby do siebie.
-To jeszcze nie koniec, Yanny.- wycedził przez zęby, po czym, jakby nigdy nic, odszedł od straganu.
Wszyscy tak mówią., pomyślał Dean. Mimo wszystko wiedział, że cokolwiek wcześniej łączyło owego Trevor’a z jego nową znajomą, zapewne jeszcze złośliwie zepchnie ich na jedną drogę. Nawet, jeśli dziewczyna bardzo tego nie chciała.
-Miło, że odchodząc, buty zabrały ze sobą truchło.- odezwał się Dean z przekąsem, nie mogąc powstrzymać się od wygłoszenia złośliwej uwagi.
Nowopoznana, słysząc docinkę, przymrużyła oczy i uśmiechnęła się łobuzersko do zakapturzonego chłopaka. Zaraz jednak uśmiech zniknął z jej twarzy, a spojrzenie, jakie mu rzuciła stało się znacznie zimniejsze. Była zła?
-I po co to zrobiłeś?!- rzuciła w jego stronę.
Cóż, choć powszechnie znane są różne powiedzenia i przesądy o braku manier, złych zachowaniach i niskiej inteligencji likantropów, to większość jest zupełnie bezpodstawna. A choć Dean zdecydowanie do głupich nie należał, to w tamtym momencie nie miał bladego pojęcia o co chodzi ciemnowłosej.
-Co zrobiłem?- wypalił, unosząc jedną brew. Kobieta wpatrywała się w chłopaka ze ściągniętymi brwiami, zastanawiając się najwyraźniej, czy on naprawdę za nią nie nadąża, czy tylko takiego udaje. Brunetka parsknęła z niedowierzania.
-Jeszcze tylko brakowało, by obcy facet mnie bronił. Myślisz, że bym sobie nie poradziła?!- acha, a więc o to tu chodziło. O to, że oboje- i on i Trevor wyciągnęli wówczas broń, choć nawet się nie znali.
Chłopak uśmiechnął się odrobinę i pokręcił głową. To nie do końca o to chodziło…
-To nie tak.- odpowiedział, unosząc ręce w obronnym geście.- Wydaje mi się, że już kiedyś go spotkałem… albo kogoś z nim spokrewnionego.
-No i?- brunetka uniosła jedną brew, poganiając tym gestem Dean’a.
-„No i”? Likantropy żyją w grupach… najczęściej w klany łączą się kotołaki, choć niektórym wilkołakom również zdarza się funkcjonować w stadach. Wataha, do której należałem miała do siebie to, że była praktycznie do wszystkich wrogo nastawiona, teraz rozumiesz?
Ciemnowłosa dziewczyna przygryzła jedną wargę, choć zaraz jej usta znów wykrzywiły się w odrobinę złośliwym uśmiechu.
-Należałeś?- zapytała z przekąsem. Dean wywrócił oczami i uśmiechnął się tajemniczo.
-To opowieść na inną okazję.- odpowiedział wymijająco.
Brunetka chyba zdawała sobie sprawę z tego, że żadne z nich już nie wyciągnie od drugiego więcej informacji, dlatego (jakby nigdy nic) odwróciła się na pięcie i odeszła.
-Hej, a ty niby dokąd, co?- odezwał się zakapturzony , zdziwiony takim nagłym gestem nowej „towarzyszki”. Ta tylko odwróciła się w jego stronę, włożyła ręce do kieszeni i wzruszając ramionami odparła wymijająco.
-W jedno miejsce.- No tak, któż by się spodziewał., likantrop pomyślał z przekąsem.

***

Słońce powoli kierowało się ku horyzontowi, dając tym samym znak, że ostatnie godziny dnia powoli dobiegały końca. Niebo, z błękitno-szarych odcieni, zabarwiło się na ogniste barwy czerwieni, pomarańczowego i żółci. Dla wielu ludzi ten moment oznaczał koniec pracy, możliwość powrotu do domu i takim akcentem zakończenie kolejnego dnia. Ale nie dla Dean’a- dla niego prawdziwy dzień właśnie się rozpoczynał. To nie jest tak, że chłopak preferował nocny tryb życia, nic z tych rzeczy… on po prostu nie spał. Nie jako wilk.
Likantrop szedł powoli przed siebie, w jednej ręce trzymając ołówek, w drugiej zeszyt. Nie był może genialnym poetą, ale od czasu do czasu lubił napisać zdanie, czy dwa w skórzanym brulionie. Robił to najczęściej wtedy, gdy nie miał żadnych planów na resztę dnia, lub ciekawszych zajęć niż włóczenie się bez celu. Obecna chwila wydawała się więc jak najbardziej odpowiednia. Bądź co bądź, po to właśnie piszę się i czyta książki, lub wiersze. Dobre czy złe, pomagają oszukać czas.
Nagle do uszu wilkołaka dotarł czyjś głos. Cóż, znajdował się w jednej z uliczek niedaleko targu, nawet jeśli nie były specjalnie zaludnione to usłyszenie tutaj kogoś nie było wielkim odkryciem. Rzecz w tym, że owy głos wydawał mu się dziwnie znajomy. Przez chwilę zdawało mu się, że tylko się przesłyszał… ale czy ktoś o tak wyostrzonym słuchu mógłby się omylić w tak prostej sprawie?
Słysząc znajomy kobiecy głos, Dean zamknął brulion i wraz z ołówkiem schował do kieszeni szarego płaszcza. Przyspieszył odrobinę tempa, tak by móc zobaczyć, czy właścicielka głosu jest tym, kim mu się wydawała. I faktycznie, to była ona.
Na widok dobrze mu znanej niskiej postaci, o ciemnych włosach, na usta Dean’a wkradł się złośliwy uśmiech. Gdy rano odeszli bez słów czuł, że jeszcze przyjdzie im się spotkać, choć nie sądził, że nastąpi to jeszcze tego samego dnia. Poza tym… może w takim razie wypadałoby podać swoje imiona? Bądź co bądź wilkołak, widząc ponownie swą ”towarzyszkę” dalej nazywał ją w myślach Płomyczkiem. Z kolei ona używała wobec niego jakiegoś dziwnego przezwiska, którego nawet nie potrafił powtórzyć… wiedział tylko, że zaczynało się na „A”.
Zakapturzony chłopak już miał podbiec do brunetki, rzucić zapewne jakąś złośliwą uwagę, na którą (o ile dobrze zdążył ją przez ten czas poznać) odpowiedziałaby ciętą ripostą. Coś mu tutaj jednak nie pasowało… skoro słyszał jej głos, to znaczy że Płomyczek nie była sama. Oczywiście równie dobrze mogła mówić sama do siebie, choć Dean z marszu wykreślił tą opcję.
Dopiero teraz dostrzegł dziewczynkę, idącą tuż obok brunetki. Mała mogła mieć około siedmiu, może ośmiu lat, na pewno nie więcej.
Kiedy likantrop podszedł bliżej nich, zauważył jak wiele różni te dwie dziewczyny. Starsza ubierała się jak chłopak. Nosiła też przy pasie ostrza, w tym nóż, bardzo podobny do broni Dean’a (dzięki której, nota bene się poznali). Siedmiolatka natomiast wyglądała jak młoda damulka. Mimo wszystko obie dziewczyny z wyglądu były do siebie całkiem podobne, a Lunatykowi z niewiadomego powodu wydało się to strasznie zabawne. Jeśli te dwie były siostrami, to nie potrafił sobie wyobrazić ich żyjących razem. Choć istniała jeszcze inna możliwość dlaczego wędrowały razem, dziewczyny wcale nie musiały być ze sobą spokrewnione. Znając brunetkę zaledwie kilka godzin, Dean uznał, ze ta mała równie dobrze mogła być jej zakładnikiem. Ale czy wtedy uśmiechałaby się do kobiety? Cóż, sprawdzić mógł to w tylko jeden sposób.
-A więc znów się spotykamy, co Płomyczku?- zwrócił się do znajomej mu postaci.
Ciemnowłosa odwróciła się gwałtownie w jego stronę, po czym spiorunowała go ostrym spojrzeniem. Tak, zdecydowanie nie podobało jej się to przezwisko.

 Yanan? Wybacz, że tyle musiałaś czekać *^*

10 komentarzy:

  1. Określić to mogę tylko tak: ciesz się że mnie nie widzisz, bo oślepłabyś od błysku moich ząbków wyszczerzonych tak bardzo jak to możliwe oraz od błysku ognia w oczach, który już niedługo pożre swoją ofiarę...
    ~Yanan alias Płomyczek

    OdpowiedzUsuń
  2. Pożre ofiarę? Dobra, zaczynam się martwić o mojego likantropa xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Muahahahaahhahahahahh, strzeżcie się wrogowie Płomienia Zemsty 3:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaraz wyjdzie, że znęcam się nad własnymi postaciami, ale... nie mogę się doczekać >:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A od kiedy znęcanie się nad swoimi postaciami to coś złego? I dobrze wiesz że wiem co mówię XD W końcu to ja wepchnęłam Shay'a na Nevarę, Halta na Squall a potem Vis, Marvela rozkochałam w Blue, a Revana wepchnęłam między Chow i Thalię.

      Usuń
    2. No i nie zapomnijmy o słynnym wątku z Ronan'em i Ferą. Wzorowy przykład znęcania się nad swoimi postaciami XD

      Usuń
    3. Tego to ja już nawet pod uwagę nie biorę XD To synonim wątków polegających na chorej, psychologicznie degradującej przyjaźni. Tu już nawet nie chodzi o znęcanie XD

      Usuń
  5. Znęcanie się nad własnymi postaciami bywa fajne :3 Jesteśmy bandą sadysto-masochistów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakie z tego opowiadania zajebiste wychodzą XD Ronana i Fery nie zapomnę nigdy, a Revanem i Haltem pisze mi się super x3

      Usuń
    2. Ale tak jest zawsze, że jeśli dręczysz swoją postać to najlepsze opka wychodzą x3

      Usuń