niedziela, 10 stycznia 2016

Od Corvo CD Ri - Nowe znajomości

Wieczór był całkiem przyjemny. Aczkolwiek rozmowa jakoś się nie kleiła. Panna, która przedstawiła się Corvo jako ,,Cierń” najwyraźniej nie miałą ochoty na rozmowę. A szkoda, bo jak na razie Kruk był w naprawdę dobrym humorze, co zdarza się nader rzadko. Ale co poradzić? Pozostał język uniwersalny: taniec.
Jakże dawno młodemu Venture’owi nie dane było zatańczyć! Teraz dopiero zdał sobie sprawę jak bardzo za tym tęsknił. Oczyma wyobraźni przypominał sobie prawdziwy bal...Zamiast spróchniałej podłogi gładkie kafelki. Zaduch i odór piwa zastępuje rześkie powietrze zmieszane z wonią kwiatów oraz perfum zebranych dam. Niski strop zastępuje wysokie łukowate sklepienie, zmiast ścian witraże. Tylko jedno się nie zmienia, niezależnie od miejsca i czasu: muzyka oraz sam taniec, kwintesencja każdego balu.
A wieczór trwał. Nawet gdy Cierń ukradkiem opuściła gospodę, Kruk bawił się dalej. Muzyka stała się weselsza, zaczęło się tak zwane ,,Odbijanie”, toteż miał szansę poznać jeszcze kilka innych imion. Ale jakoś żadne nie utknęło mu w pamięci. Obecność żadnej z tych miłych dziewcząt nie usunęła całkowicie wpływu Głosu. Tajemnicza siła dalej napierała na świadomość Corvo, nie dając w zupełności nacieszyć się wieczorem, muzyką, tańcem. I Kruka ponownie naszła smutna świadomość, że już nigdy w życiu się go nie pozbędzie, że będzie zatruwał jego umysł odbierając całe szczęście z życia.

Wymknął się z gospody na kilka chwil. Musiał ochłonąć. Stanął na środku ulicy i rozejrzał się. Było już dobrze po północy. Nikt się nie szwędał. Miasteczko było ciche, jakby martwe. ‘Idealnie’, pomyślał Corvo. Wyjął z sakiewki jedną monetę i upuścił ją na bruk. Ostatni raz upewnił się, że nikogo nie ma w pobliżu, po czym Odepchnął sie w powietrze używając monety jako kotwicy. Przeleciał łukiem ponad dachy po czym Przyciągnął się do zawiasu okiennicy korgyując lot. Wylądował miękko na płaskim dachu. Wyciągnął rękę w stronę ulicy, a po chwili z cichym świstem wpadła w nią z powrotem upuszczona moneta. Ruszył spokojnym krokiem patrząc na uśpione miasto. Tak, towarzystwo było dobrą sprawą. Odpowiednie osoby potrafiły nawet wyciszyć Głos, jednak samotność także była czasem człowiekowi potrzebna. Dla niej mógł nawet znieść własne szaleństwo.
Usiadł na skraju dachu. Wziął głęboki wdech. Rześkie powietrze i lekki mróz nocy przwróciły mu jasność myślenia. Ale razem z tym wrócił Głos.
Nie uciekniesz przed tym, szeptał.
Mężczyzna westchnął głucho, nawet boleśnie. Miał rację. Gdziekolwiek by nie był, czegokolwiek by nie robił, z kimkolwiek by się nie zadawał - Głos będzie mu towarzyszył. Wypominał. Nakłaniał. Podpuszczał. Corvo nie był już w stanie stwierdzić, czy po czyjej stronie stoi wytwór jego własnego wariactwa.
Pozostało mu trwać. Tak, jak teraz. Oddalać się od tłumów raz na jakiś czas. Przecież nie ma szans na pozbycie się tego paskudztwa. W ludzkiej społeczności taki odmieniec jak on nie może...
Dosyć!, pomyślał. Głos już chyba zatruł mu umysł. Przecież na wszystko jest rozwiązanie. Myśl, tłuku! Jaka jest pierwsza zasada Allomancji? Konsekwencje: jeśli Odepchniesz coś lekkiego, odleci od ciebie, jeśli coś ciężkiego - sam zostaniesz odrzucony do tyłu. Teraz to przekalkuluj...
Głos jest kwintesencją wszystkiego, co w tobie złe. Cichnie przeważnie w towarzystwie jakiejś damy...ale nie przy każdej i w różnym stopniu. Przy niektórych nie słychać go w ogóle, ale w mimo tego Kruk niemal czuł w tyle czaszki czyjąś duszącą, parszywą obecność. Wychodzi na to, że jedynym sposobem na pozbycie się jego obecności jest towarzystwo kogoś o sercu tak czystym, honorze tak nieskalanym...
To głupie. Tacy ludzie nie istnieją.

Zabij ich, wyszeptał Głos.
Corvo obrzucił obojętnym wzrokiem dwójkę wieśniaków męczących się z wozem. Jedno z kół utknęło w koleinie i chłopi bezskutecznie pchali jego tyły, próbując równocześnie namówić zaprzężonego woła, by się ruszył. Cynooki jedynie dodał swojemu karemu ogierowi łydki i minął biedaków, starając się nawet na nich nie patrzeć. Skupiał się na czymkolwiek innym. Chociażby na krajobrazie. A był, nie kłamiąc, całkiem przyjemny. Szerokie, łagodne pola, na przemian złote i zielone. Po obu stronach drogi jak od linijki rosły drzewa, zacieniając szlak. Uderzające było uczucie...samotności. Venture jadąc rzadko trafiał na jakąś żywą duszę. Efekt potęgowała przestrzeń. Wzmocniony wzrok mężczyzny nie wyłapywał żadnego poruszenia aż po horyzont. Nawet wiatr się nie odzywał. Piękną, malowniczą ciszę psuł oczywiście Głos.
Po co się powstrzymujesz? Zawróć, zabij ich. Nikt się nie będzie przejmował dwoma trupami na...
Urwał.
Corvo drgnął, autentycznie zdziwiony. Głos...zniknął. Tak po prostu. Nawet nie dokończył zdania. Kruk nie czuł nawet jego obecności. Ta niesamowita jasność umysłu...Co się stało?
Wtedy ciszę przerwało jakieś przekleństwo. Wyczulony słuch Corvo wyłapał je natychmiast, jakby właścicielka tak niepasującego do niego miłego głosu stała dwa metry obok. Przyspieszył konia do kłusa. Po kilku minutach zza zakrętu wyłonił się interesujący widok...
Na rozstajach dróg rosła spora wierzba płacząca. Pod jej koroną, na udeptanej ziemi, drobił nogami i szarpał głową spory czarny rumak z białą plamą na pysku. Był w pełni osiodłany. Dosiadającym go, wyklinającym od diabłów jeźdźcem była młoda kobieta. Ubrana była dość zwykle, a blond włosy zaplecione miała w warkocz. Na zad konia opadał płaszcz podróżny. Nie zauważył Corvo dopóki się nie odezwał:
- Może pomóc?
Zaskoczonej dziewczynie noga wysunęła się ze strzemienia i gwałtownie zsunęła się po boku wierzchowca. W ostatniej chwili objęła rękami szyję niespokojnego rumaka, wdrapując się z powrotem.
- Ja...No...Nie trzeba! - odpowiedziała. - Dam sobie radę...
Upór nieznajomej nieco Corvo rozbawił. Zsiadł z konia i bez pytania chwycił wodze ogiera. Ten od razu szarpnął głową niezadowolony, zaczynając się cofać do tyłu. Cynooki przewidział zamiary zwierzęcia i skupił się na jego podkowach. Pod wpływem niewidocznego Odpychania, metal przylgnął do ziemi. Koń zaskoczony szarpnął kilka razy, aż w końcu się uspokoił. Corvo uśmiechnął się lekko, poklepał dla niepoznaki dłonią po szyi podając lejce właścicielce. Przestał Odpychać. Ogier przestąpił z nogi na nogę, mierząc go nieufnym wzrokiem, ale ostatecznie przestał już sprawiać problemy. Zaskoczona dziewczyna zamrugała kilka razy.
- Jak ty to...? - wymamrotała.
- Mam rękę do zwierząt - skłamał mężczyzna.

 Joaśka? Tyle zdołałam wykrzesać, ale dalej nie ogarniam o co właściciwie w tym opku chodzi *^* I wybacz, że musiałaś tyle czekać...

6 komentarzy:

  1. Łoooo...! Jest opko! Jest opko! ^^
    Jeżu, zorientowałam się dopiero po trzech dniach ;-;
    Ych, przeklęta ja! Trza odpisać! I Rirą, Joaśką, Farce...!
    Aż mi wena przylazła, ale chyba wykorzystam ją dopiero jutro ;-;
    Ale odpiszę! Ooojj, będzie się działo! Rumieńce Joanny wynagrodzą Ci wszystko! XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... yhym, instynktownie wyczuwam nowego romana. Maura taki jasnowidz :P

      Usuń
    2. To już nawet nie trzeba czytać opowiadań! Jak widzisz moją postać z płcią przeciwną, to każdy wie, że już nie ma odwrotu! XD

      Usuń
    3. Zostałam wciągnięta w kolejne intrygi Ri XD

      Usuń
    4. Każdego to dopadło... A jak nie, to dopadnie >:D
      Zgłoszenia na stryczek proszę przesyłać listownie, dziękujemy ^^

      Usuń
    5. Porównujesz romany do szubienicy? XD Czekaj, no w sumie... 0-0

      Usuń