niedziela, 17 stycznia 2016

Od Yanan:Decyzje natychmiastowe i ich skutki

W jedno miejsce... Tak, no wiadomo, że skłamałam. Ale o tym później. Ktoś mógłby zapytać - a co ze straganem? Przecież jej brat jeszcze nie wrócił! Otóż, spokojnie. Wiem, że Resh wróci dosłownie za minutę, poza tym... Po takim występie jaki daliśmy Asambhavą nikt nie waży się zabrać czegokolwiek ze straganu. I to przez wiele dni, tyle ile wieść o naszym pojedynku będzie krążyć po okolicy. A jednak do czegoś się przydał ten... o ironio!... likantrop co ma w oczach noc. Noc... Raat! Tak, to chyba bardziej mu pasuje...
Wracając, wiem, że Dinayah skończy lekcje dosłownie za chwilę więc chcę tam pójść i odprowadzić ją do domu, a potem wybiorę się do znajomej na obcięcie włosów, których mam już serdecznie dość.
Ruszam więc szybciej, mrucząc pod nosem melodię piosenki, którą często śpiewałam z braćmi.
- Cześć Dinayah, jak zajęcia? - pytam, przytulając małą pod szkołą.
- Cześć Yan. W porządku - odpowiada, choć wzrokiem krąży wszędzie na około, byle na mnie nie patrzeć.
Szybko oceniam sytuację. Na jej twarzy widnieje ślad po łzie, którą wytarła szybciutko, bo sięga zaledwie płatków nosa. Coś się stało, a ja dowiem się co...
- Dina, coś się stało, prawda? Mów. I rusz się. - Moja siostra jednak nie reaguje. - Dina, no dalej. Trochę się spieszę... No, nie jest już tak zimno, w końcu zaczyna się lato, ale... jesteśmy w porcie mała, chodźmy. I mów. Komu mam skopać tył?
- Och, Nan! - Dinayah podbiega i przytula mnie mocno, chlipiąc cichutko.
Zdziwienie jakie mnie otacza jest większe niż ego Trevora, ale ściskam siostrę, klękam i przez chwilę po prostu ją przytulam a potem leciutko odsuwam ją od siebie.
- Mów Dina.
- Bo... Ceril i Blavely są zazdrosne o mój talent i o to, że pani mnie lubi i chwali. - Imiona tych dziewczyn zapowiadają samo zło. Już nie raz Dinayah mówiła, że ich nie lubi i że ona o niej plotkują, ale mam wrażenie, że tym razem przesadziły. - A kiedy dziś zrobiłam śliczną złotą koronkę na rękaw sukni... One ją zniszczyły. Wyszłam na chwilę, po nową nić od dostawcy, bo pani mnie poprosiła. A kiedy wróciłam... moja koronka była w strzępach!
Mała zalała się łzami a ja... No cóż, mówiąc krótko wybuchłam. W zasadzie nie minęła sekunda jak wróciłyśmy z Diną pod szkołę, a kiedy wyszły te dwie panienki razem ze swoimi matkami...
- Dinayah, poczekaj tutaj. - Podeszłam bliżej owych kobiet. - Dzień dobry paniom!
- Witamy. - Zmierzyły mnie wzrokiem, a małe struchlały poznając mnie i zerkały co jakiś czas na Dinę. - Możemy w czymś pomóc, panienko Baydlin?
- Nie. Choć w zasadzie... Panie są tak cudowne, tak perfekcyjnie wychowały panie córki na... odrażające małe robaczki z wielkimi ego oraz móżdżkami wielkości ziarnka piasku... Chciałam po prostu pogratulować córek i życzyć miłego dnia. Ach, wiem! Proszę, niech pańskie córki więcej nie próbują poprawiać projektów mojej siostry. Jeszcze okaże się, że Dinayah ma lepszy talent niż one! Do zobaczenia, miłego dnia życzę!
Obróciłam sie na pięcie i starłam lukrowany uśmiech z twarzy, zastąpiłam go od razu szerokim, demonicznym uśmieszkiem. Nagrodą był wyraz kobiet i ich spazmatyczne wzdychania oraz uśmiech zwycięstwa jaki Dina posłała swoim prześladowczyniom.
Kiedy tamte się oddaliły, siostra podbiegła do mnie i ścisnęła mnie mocno, po czym obie szeroko uśmiechnięte ruszyłyśmy do domu.
Moja radość została jednak zakłócona przez pewnego osobnika...
- A więc znów się spotykamy, co Płomyczku?- zwrócił się do mnie.
Odwracam się gwałtownie w jego stronę, po czym piorunuję go ostrym spojrzeniem. Nienawidzę tego przezwiska i coś mi się zdaje, ze podobny stosunek mam do jego stworzyciela.
- Najwidoczniej - mruczę.
Rzucam okiem na Dinę, która stoi jak zahipnotyzowana wpatrując się w Raat'a. I ty przeciwko mnie?!, myślę.
- Stęskniłeś się za Nastyą? - Posyłam mu paskudny uśmiech.
- O, nie. Raczej za tobą.
- Tak? W takim razie zaraz to zmienimy...
- Jestem Dinayah - mówi jedwabiście moja siostra, prawdopodobnie oszczędzając temu miastu kolejnego widowiska.
- Bardzo mi miło, panienko. Jestem Dean. - Raat skłania się, biorąc wyciągniętą dłoń mojej siostrzyczki i całuje ją delikatnie.
Dina uśmiecha się głupawo, a ja przewracam oczami. Odsuwam ją lekko.
- Ale z ciebie dżentelmen, niesamowite jak szybko ludzie się zmieniają - zauważam uszczypliwie.
- Też to zauważyłaś? - pyta Dean, posyłając mi znaczące spojrzenie.
Wzdycham, odwracam się i znów chlastam włosami po twarzy Dean'a. Zduszam okrzyk złości, w sekundę wyciągam Nastyę z buta i jednym ruchem ścinam włosy tak, by unosiły się lekko nad ramionami.
Bez słowa chowam sztylet, lekko popycham ogłupiałą Dinę do przodu i robię kilka kroków w stronę domu.
- Och, a ty znowu? W ogóle, co to za przedstawienie? - Raat dogania nas.
- Co, to? Ścięłam włosy, były za długie. A odpowiadając na twoje drugie pytanie, idę do domu.
- O, świetnie. Chętnie napiłbym się czegokolwiek.
- Słucham?! - parskam.
- Woda jest w porządku.
- Czekaj, czekaj. Śledzisz mnie, a teraz zamierzasz... wprosić mi się do domu?
- Hymmm, chyba tak. Choć ja bym to lepiej ujął.
- Och z pewnością.
- Zgadzam się. - Wtrąca się znów Dina. - Yanan, ja go lubię. Możesz go zaprosić do domu. Ach, to twój chłopak tak? Wiedziałam! Byłam pewna, że kogoś masz...
Zaciskam zęby, przełykam krzyk.
- Nie Dina. To nie jest mój chłopak. To jest... znajomy z targu. Będzie mi pomagał w pracy, ma rękę do zwierząt. Ale oczywiście, jeśli tylko ma czas może do nas przyjść, ustalimy kiedy się spotkamy... żeby popracować. - Uśmiecham się diabolicznie do Dean'a. I co teraz, cwaniaku?, wyrażają moje oczy.

 Dean? Wybacz opóźnienie, miałam awarię laptopa -.-

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz