Wysunęłam stopę ze strzemienia, dalej nieco spięta, bowiem ten koń już nie raz takie żarty mi wyczyniał…! Człowiek myśli, że się uspokoił, iż go okiełznałeś. Chcesz zejść – a tu BAM! Jak nie zerwie się z miejsca, jak nie zacznie galopować do przodu z Tobą dalej wystraszonym przyciśniętym do siodła… Diabeł, a nie wierzchowiec!
- Mam rękę do zwierząt - uśmiechnął się do mnie i gdyby nie to, że kilka sekund temu zdarzyłam zleźć ze grzbietu Fallada, najpewniej teraz bym z niego spadała, bowiem w tym momencie moje nogi zamieniły się w wątłą watę, a na twarz wpłynął rumieniec zażenowania.
"Tu jest facet. O. Mój. Boże. Tu jest facet! Stoi dokładnie kilkanaście centymetrów przede mną! Co mam robić?! Co robić?! Odsunąć się? Przybliżyć? Cholerni mężczyźni! Zawsze jest taki sam scenariusz! Ktoś do mnie podchodzi, myśli: „ładna dziewoja, może zacznę pogawędkę” – to nie! Zawsze muszę wszystko zepsuć swoją seksofobią! A ta jego książęca uroda wcale mi nie pomaga! O Jezusku, zginę na miejscu. Dostanę zawału, zemdleję, on mnie podniesie, ja otworzę oczy i ponownie zemdleję!"
- Dź...
Z mojego gardła wyleciał tylko żałosny i piskliwy jęk, toteż szybko odchrząknęłam, przystawiając pięść do ust.
„Nie kompromituj się chociaż tym razem, błagam Cię, kobieto! Weź się w garść!”
- Dziękuję... - poprawiłam się, choć dalej brzmiałam jak torturowana kaczka, która na dodatek miała poderżnięte gardło. No, dobrze… Słabe porównanie, ale słowami nie da się wyrazić mojego stanu...
- Nie ma za co - odparł, znowu lekko się uśmiechając.
"Na miłość boską! Niech on wreszcie przestanie! Czy to naprawdę takie zabawne znęcać się nad taką małą, wątłą istotą, która nawet nie umie sklecić kilku zdań w obecności płci przeciwnej?!”
Przełknęłam głośno ślinę, poprawiłam niesforny kosmyk włosów, dając go za ucho i spuściłam speszona wzrok, karcąc się w duchu za moje myśli. Lecz nic nie zmieni tego, iż ja to ja i pomimo tego, że jakimś trafem moja psychika nie trawi widoku mężczyzn, zakichane szczęście chciało, bym zatrzymała się na jego ustach... Pięknych, dużych, pełnych i idealnie wykrojonych ustach...
NIE! N-NIE O TO MI CHODZI! Nie pociągają mnie! To nie tak! Mam na myśli raczej... Mężczyzna miał na nich lekką ranę, wyglądała na dość świeżą, chociaż podejrzewam, że od środka była może znacznie większa... Cóż, chyba raczej trudno się skaleczyć od wewnątrz i to w tak dziwny sposób. Co on, żarł garściami szkło? Bo innej opcji nie...
Nie... Nie, nie, nie! Och, dajta spokój!
Wyobraźnia zareagowała zbyt szybko i zanim się zorientowałam, moja twarz praktycznie płonęła nieokiełznaną czerwienią jaką jeszcze świat nie widział, a oczy zrobiły się wielkie jak monety brzęczące w mojej sakiewce. Sama zesztywniałam na krótką chwilę, lecz po tym jak się ocknęłam, odwróciłam się najprędzej jak tylko umiałam.
„Tylko nie patrz mu w oczy, nie patrz mu w oczy… W te jego śliczne, głębokie… PRZESTAŃ MYŚLEĆ, NA BOGA!”
- Coś się stało, modemoiselle? - zapytał lekko strapiony, przekrzywiając głowę w bok. Niech będą dzięki, iż tego nie widziałam, ponieważ musiał wyglądać... Cóż... Tak, jak wygląda mężczyzna. Bardzo, BARDZO przystojny mężczyzna. I to oni są najgorsi. Zmuszają moje serce do zabójczej palpitacji, od tak. Po prostu stojąc i wyglądając. Niektórzy jeszcze muszą się tak zawadiacko oprzeć łokciem o stolik czy barek, skrzyżować nogi, a w dłoni obracać szklankę z brązowym alkoholem w środku… To denerwujące! I rozpraszające!
Choć chyba wiecie, co tacy mają na pęczki, prawda? Dziewczyn! Właśnie! I myśl, iż on również wiódł życie rozchwytywanego przez wszystkie kobiety faceta… Pewnie było jak w klasycznej powieści romantycznej: On stoi szarmancko oparty o ścianę, powoli sącząc swój trunek, a Ona niby przypadkiem potyka się i wpada mu prosto w ramiona… Tutaj jest jakiś dłuuugi opis tej jakże cudownej chwili i ich wspólnych odczuć – najpierw złość, następnie zdziwienie, aż w końcu zauroczenie. Tak. Chodzi o tą przeklętą miłość od pierwszego wejrzenia! Ona się prostuje, flirciarsko opiera rękę na jego torsie, lecz On nie protestuje… Przybliżają się jeszcze bardziej do siebie… Aż wreszcie ich usta się stykają i całują się namiętnie, pożądliwie! A Ona dobrała się do jego dolnej wargi i z emocji ją przygryzła! Stąd ta rana!
Potem pewnie bierze ją do swojego lokum i… Nie! Nawet myślenie o tym przyprawia mnie o taki szum w uszach, odrętwienie, a ten narząd do pompowania krwi zaraz połamie mi klatkę piersiową i wydostanie się na zewnątrz. Precz! Odejdź, zdrożna wyobraźnio! Nie dość już narobiłaś?!
Widząc, iż nie zamierzam się odezwać, nieznajomy zrobił krok w moją stronę, marszcząc przy tym cudownie brwi, a na jego czole jawiła się malutka zmarszczka... W momencie, kiedy znalazł się tuż za mną, zerknął przez moje ramię, a ja złapałam z nim kontakt wzrokowy. Tak, moje szeroko otwarte oczy spotkały się z jego, a oddech mężczyzny musnął moje ucho i... NIE! CHWILA! ZA BLISKO! ODEJDŹ, ODEJDŹ, ODEJDŹ!
Moje wyczolone i mające kompletnego bzika na punkcie takowych sytuacji ciało, odskoczyło jak poparzone, wpadając przy tym na konia, który również zerwał się z miejsca pobudzony moją nagłą reakcją. Potupał mocno kilka razy w ziemię, zaparskał jak to ma w zwyczaju, gdy coś zakłóci jego spokój, po czym począć się przygotowywać do wykonania swego popisowego numeru. Szybko złapałam jego lejce i z całej siły pociągnęłam je w dół, by Filipowi nie przyszło na myśl, by stanąć dęba. Wtedy był jeszcze większy niż taki kilkunastoletni dąb. Uwierzcie mi. Ale miałam do wyboru: śmierć na zawał albo kopniaka. Chyba wolę to drugie. Podobno mniej bolesne i zawstydzające.
- Pomogę... - zaoferował prędko mężczyzna i nie czekając na moje pozwolenie, znowu, ZNOWU, skierował się w moją stronę.
- NIE! - krzyknęłam szybko, zapominając kolejny raz o wierzchowcu znajdującym się za mną, i pragnąwszy uciec stąd jak najdalej - wpadłam plecami na jego bok.
Nieznajomy nie ukrywał swego zdziwienia co do mojego wrzasku. Zastygł w miejscu, lecz zaraz się wyprostował, tym razem nie ruszając już z miejsca.
– Ja… Em… – poczęłam znów jąkać się niemiłosiernie, zdając sobie sprawę, iż moje emocje kolejny raz wzięły nade mną górę. – Prz… Przepraszam…! – zawołałam cicho, zaciskając palce na wodzach, które zdążyły już mi dawno zbieleć. Moje wszystkie mięśnie się spięły (nie to, żeby wcześniej nie były), a ja sama zacisnęłam w przestrachu szczękę. – N-Nie… Chciałam… – poczęłam wyjaśniać, myśląc, iż to będzie dobre rozwiązanie, lecz nie doceniłam mojej wady wymowy, dzięki której głos znów uwiązł mi w gardle. Uciekłam wzrokiem w bok.
Tak, Joanno d'Arc. Czy jesteś z siebie dumna? Brawo. Właśnie znowu się ośmieszyłaś.
Corvo? Heh, mam nadzieję, iż się do nas nie zrazisz ^ ^”
Chociaż jestem autorką Joaśki - nie wierzę w jej głupotę xD
OdpowiedzUsuńWiem coś o tym. Ile to razy zastanawiałam się co moja postać właśnie odwala XD
Usuń