wtorek, 12 kwietnia 2016

Od Dean'a (CD Yanan): Dzień, jak każdy inny...

Mieliście kiedyś takie (jak się później okazuje- złudne) wrażenie podczas chociażby gry karcianej, w której to zdawało wam się, iż zdobyliście najlepsze karty i nie tylko od dłuższego czasu prowadzicie podczas rozgrywanej partii, ale też uda wam się ją błyskawicznie wygrać? I to jeszcze w wielkim stylu, tak, aby przeciwnik poniósł jak największe straty, zaś korzyści z twej wygranej byłyby jak największe? Chyba każdy z nas choć raz był całkowicie pewien swego zwycięstwa, albo chociażby uniknięcia porażki.
Niestety, czasem trafiamy na dobrego, godnego siebie przeciwnika (a czasem nawet i lepszego), z którym pojedynki nie są już dziecinnie proste. W takiej sytuacji najlepszym wyjściem, zdaje się, byłoby wycofanie się z rozgrywanej tury, bądź przegranie, ponosząc przy tym jak najmniejsze straty z możliwych. Niestety, czasem przeciwnik ukrywa asa, starannie chowanego w rękawie, zgrywając kogoś niepozornego i zupełnie niegroźnego. Zupełnie, jakby chciał zasiać w drugiej osobie ziarenko bezgranicznej pewności siebie i swego zwycięstwa, przy czym tak naprawdę od początku pociąga za sznurki, manipulując przeciwnikiem, obserwując jego porażkę i to, jak nieświadomy niczego powoli stacza się w dół..
W tamtym momencie, Dean poczuł się jak jedna z marionetek lalkarki.
No dobra, może mój wcześniejszy opis był trochę przesadzony, a przynajmniej w stosunku do obecnej sytuacji. Owszem, czuł się tak, jakby rozgrywał zwycięską partię warcabów, pod koniec której przeciwnik ze złośliwym uśmiechem na ustach obrócił szachownicę o sto osiemdziesiąt stopni, zamieniając tym samym wszystkie pionki i pozycję ich właścicieli. Tak, ten opis pasuje tutaj znacznie lepiej. Nie sądzę bowiem, aby bycie wciągniętym w jakąś robotę było porównywalne z powolnym staczaniem się w dół (w końcu praca była legalna, więc właściwie było chyba na odwrót), jednak sam fakt, iż został w to wszystko podle i zupełnie nieświadomie wciągnięty sprawiał, że chłopak poczuł się tak, jakby ktoś z całej siły przyłożył mu pięścią w brzuch. Ech… i znów przesadziłam z opisem, co? No tak, ciągle zapominam, że przecież mamy do czynienia z Dean’em, co automatycznie oznacza, że likantrop nie tylko nie przejmował się zaistniałą sytuacją (a przynajmniej nie bardziej, niż było to konieczne), ale mógł postarać się znaleźć jej dobre strony. Właściwie to jedyną, jaka od razu przyszła mu do głowy było bliższe poznanie Płomyczka. Dawno się z nikim nie sprzeczał, a dziewczyna, która udaje, że podpala cudze płaszcze i bez ostrzeżenia ścina sobie włosy na środku uliczki z pewnością może okazać się ciekawą osobą.
Poza tym, nie miał zamiaru zapomnieć jej tego, że wciągnęła go w robotę. Właściwie to nie był za to zły, czy coś… szczerze wątpię, aby ktoś taki jak on był w stanie potraktować cokolwiek poważnie, jednak o honor musiał dbać. Poza tym, to on zawsze manipulował innymi, będąc o krok przed resztą, nie na odwrót i bardzo nie lubił, gdy ktoś kradł mu asa z rękawa. Złośliwości złośliwościami, ale jeśli na nią nie odpowie, będzie to oznaczało jego osobistą porażkę. Jedyną rzeczą, jakiej potrzebował, był tylko właściwy moment…
- Od tej strony Cię nie znałem.- chłopak odparł po chwili milczenia, kręcąc głową w geście udawanego zaskoczenia. W odpowiedzi otrzymał kpiące spojrzenie szarych oczu dziewczyny, nad którymi odrobinę uniosły się czarne brwi. Jej mina jasno dawała do zrozumienia, iż zastanawia się, czy dalsza wypowiedź likantropa będzie przepełniona ironią, czy doszczętną kpiną. A może jednym i drugim?- Zawiązujesz przyjaźń z pierwszymi napotkanymi osobami, a później wrabiasz takich niewinnych ludzi i zmuszasz do pracy? Do czego ten świat zmierza…- Dean znów pokiwał głową, jakby zawiedziony, choć ton jego wypowiedzi świadczył o czymś zupełnie innym. A więc, jednak opcja numer trzy: ironia i kpina w jednym.
Ciemnowłosa aż się zagapiła, gdy przyglądała się likantropowi, najwyraźniej nie wiedząc która część wypowiedzi chłopaka powinna ją najbardziej rozbawić i przyprawić o ironiczny śmiech. Po chwili zamrugała oczami, zupełnie jakby właśnie otrząsnęła się z transu i parsknęła śmiechem.
-Jaką znowu „przyjaźń”? Że niby my?!- w tym momencie kobieta aż złapała się za brzuch.- I mam rozumieć, że jesteś jednym z przedstawicieli tych niewinnych i uczciwych obywateli, tak?- zapytała, wciąż nie przestając się śmiać, zaś na koniec teatralnie otarła sobie łzę przy oku.
Widząc reakcję nieznajomej, Dean nie potrafił się powstrzymać od uśmiechu.
-Skończyłaś już pokładać się na chodniku?- rzucił w stronę ciemnowłosej dziewczyny, jednak w odpowiedzi otrzymał tylko kolejną salwę śmiechu.
Nie skomentował tego wszystkiego, choć uwierzcie mi, miał na to wielką ochotę. Po prostu bez słowa ruszył przed siebie, podobnie jak dwie dziewczyny. Przez jakiś czas żadne z nich nie odezwało się ani słowem, choć wyczulonym na nawet najcichszy dźwięk uszom Dean’a nie umknął cichy śmiech, który co jakiś czas wydobywał się z gardła dziewczyny. Chłopak po prostu szedł, patrząc ni to przed siebie, ni to pod nogi, ni w niebo. Prawa noga, lewa noga, prawa noga, lewa noga, prawa, lewa i tak na zmianę, bez przerwy. Żadne z nich nawet nie spostrzegło, kiedy zaczęli iść całą trójką w jednym, tym samym kierunku.
- Na czym konkretnie polegałaby ta praca?- Lunatyk rzucił, jakby od niechcenia, choć w rzeczywistości budziła się w nim ogromna ciekawość. Najwyraźniej nie umknęło to szarookiej, która posłała wilkołakowi zbójecki uśmiech.
- Jak to na czym? Przecież Ci mówiłam.
- Jedynie uznałaś, że mam rękę do zwierząt… W cyrku na pewno pracować nie będę, jeśli to miałaś na myśli.- chłopak włożył ręce do kieszeni płaszcza.
- Och, doprawdy?- usta Płomyczka ozdobił diaboliczny grymas.- A mi się wydaje, że to byłaby robota wprost s t w o r z o n a dla Ciebie.
Chłopak odwzajemnił złośliwy uśmiech.
- Ach tak? Sądząc po Twoich ognistych sztuczkach, również nadawałabyś się tam bez problemu.
- Tak uważasz?- spytała brunetka, choć ton, jakim zadała pytanie, wyraźnie ostrzegał przed udzieleniem odpowiedzi.
- Myślę, że trupa przyjęłaby Cię w pierwszej kolejności.- Dean rzucił w stronę dziewczyny zaledwie szybkie spojrzenie, a już w tak krótkim czasie dosięgło go mordercze spojrzenie, posyłane w jego stronę przez parę burzowych oczu.
- A ja myślę, że się nie doceniasz. Takich jak ty przyjmują bez zastanowienia.- ciemnowłosa rzuciła po chwili ciszy, nie spuszczając oczu z likantropa, wiąż wyczekując jego reakcji.
- Wiesz to z doświadczenia?- odpowiedź od razu cisnęła się Dean’owi na usta, więc odparował niemalże bez zastanowienia, posyłając dziewczynie jeden z najpodlejszych uśmiechów.
Kobieta nawet nie myślała, by choć chwilę pozostać mu dłużna, gdyż ani na moment nie przestała taksować Lunatyka rządnym mordu spojrzeniem, które bez problemu zdolne byłoby do powalenia całego legionu uzbrojonych po zęby żołnierzy. W takiej sytuacji ciężko jednoznacznie rzec, czy Dean był po prostu bardziej odporny na zabijanie wzrokiem, czy to tutejsi wojownicy byli wyjątkowo słabi. A może w grę wchodziło najzwyklejsze w świecie szczęście, które już nie raz ratowało Lunatykowi jego wilczą skórę?
Nagle do uszu dwójki wędrowców dotarł śmiech, przyciszony zupełnie tak, jakby jego właścicielka za wszelką cenę próbowała go stłumić, jednak bez większych efektów. Obydwoje, jak jeden mąż, odwrócili się w tym samym czasie, zwracając twarz w stronę źródła owego chichotu. Co ciekawe, był to nikt inny, jak młodsza siostra Płomyczka, która nie tylko stała dobre kilka metrów przed nimi, czekając aż dwójka najzłośliwszych osób w całym Seano postanowi się ruszyć, ale najwyraźniej od dłuższego czasu przysłuchiwała się ich wymianie zdań. Najwyraźniej właśnie to sprawiło, że zaczęła się śmiać… i jeszcze…
- Zabawnie razem wyglądacie.- zauważyła Dinayah i niczym prawdziwa dama, śmiejąc się, zakryła usta drobną dłonią.
Oboje, likantrop i Yanan popatrzyli po sobie, po czym gwałtownie odskoczyli od siebie, jak oparzeni. Unieśli przy tym obie dłonie, jakby tym gestem tłumaczyli: „Ja jej nie znam!”, lub: „Pierwszy raz widzę go na oczy!”. Jednak po chwili niezręcznej ciszy, każde z nich parsknęło śmiechem. Cała trójka, stojąca tak na środku ulicy w słabym plasku zachodzącego słońca, śmiejąca się z samych siebie, wyglądała trochę jak grupka wariatów. Tylko nieliczni mogli jednak zauważyć, iż dwójka starszych osób, w istocie nie przestała obrzucać się nawzajem rządnym mordu spojrzeniem. Zupełnie, jakby testowali, które z nich padnie trupem jako pierwsze.

 Yanan? Nie ważne jak bardzo bym chciała, w obecnym stanie nie stać mnie na nic bardziej ambitnego XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz