piątek, 13 maja 2016

Od Yanan (CD Dean'a): Będę pracować przy wilkach z wilkiem?!

Dawno, dawno temu, za wieloma morzami, wieloma lasami i wieloma górami żyła sobie samotna dziewczynka. Pewnego razu ta dziewczynka spotkała niesamowitego chłopca...
A ten chłopiec okazał się dupkiem nie z tej ziemi. Dziewczynka bardzo się na nim zawiodła i już nigdy nie chciała mieć do czynienia z podobnymi typkami.
Nie było jej to jednak dane, gdyż zaledwie tego samego dnia spotkała tajemniczego chłopca o niezwykle ciemnych oczach, a ich znajomość zaczęła się od walki. Następnie chłopiec i dziewczynka zaprzyjaźnili się, a z czasem to uczucie przerodziło się w miłość...
Taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak, piękny opis co? Chcielibyście, żeby tak to się skończyło. Ale nie, moje życie to nie bajka. No, może trochę...
W każdym razie, jeśli kiedykolwiek to co jest teraz - dążenie do domu żeby wyjaśnić sprawę pracy przy dzikich zwierzętach z tym osobnikiem - przerodzi się w romantyczne wieczory nad morzem pożerającym słońce... Dajcie znać moim szarym komórkom. Ale tak... porządnie. Drastycznie i w ogóle.
W końcu docieramy pod drzwi domu. Otwieram drzwi i wpuszczam Dinę, która gapi się na Raat'a. Ten pokazuje jej gestem, żeby poszła przodem (gentelman!) i mówi:
- Damy przodem.
Prycham i wyciągam klucz z drzwi. Następnie robię krok do przodu, w tym samym momencie co Raat. Obijamy się o siebie dosyć boleśnie, ale żadne nie rezygnuje z przejścia.
- Powiedziałem DAMY - mówi cicho, złośliwie.
- No to idź, damo - syczę.
Kurczę, musi mieć takie twarde ręce?!
W końcu, po chwili szamotania w progu, co jest okropnie dziecinne, ja to wiem, odpychamy się od siebie, tym samym wpadając do domu jednocześnie.
Udaje mi się nie upaść, choć niewiele brakuje, ale ląduję na zgiętych nogach. Odgarniam włosy z twarzy i uśmiecham się łobuzersko. Raat błyska zębami w ciemności, po czym zaczyna gwizdać. Nienawidzę, kiedy ludzie gwiżdżą ale nie pokazuję tego po sobie, bo jeszcze to wykorzysta, drań jeden.
Zamykam drzwi i wchodzę do kuchni, z której słyszę Dinę proponującą "gościowi" żeby usiadł i tak dalej. Ple, ple, ple.
- Świetnie - szepczę do siebie strzelając sobie dłonią w czoło.
Wchodzę w końcu do pokoju i również siadam.
- Dina, zmykaj do siebie. Odpocznij trochę, może poszukaj zastosowania dla tej błyskotki którą ci ostatnio kupiłam, co? - proponuję.
- Dobrze, już sobie idę - mówi, po czym nachyla się do mnie i cmoka mnie w policzek. Rumienię się lekko, miałam nadzieję nie okazywać słabych stron przy "koledze". A Dina jest moją najsłabszą stroną ze wszystkich... - Dobranoc Nany, dobranoc Dean.
Dopiero teraz dociera do mnie, że już przecież poznałam jego imię ale jakoś nie może mi przejść przez gardło. Z tego co zauważyłam, on też woli się do mnie zwracać bardzo pieszczotliwym pseudonimem... Bardzo...
- Nany? Idealna siostrzyczka z ciebie - mówi chłopak po oddaleniu się Diny.
- Zamknij się i słuchaj - warczę, wiem jednak, że jeszcze nie raz mi to wypomni. To nie jest mój dawny kompan, tamten to... Nieważne, nieważne.
- Jeśli idzie o interesy, to słucham. - Zaplata ręce za głową i odchyla się na krześle, przez co kaptur, który do tej pory zasłaniał mi pół twarzy spada. Zamyka oczy.
Przekrzywiam głowę przez chwilę wpatrując się w bliznę na ustach, w okropnie ciemne włosy, których kosmyki sterczą na różne dziwne strony oraz... uszy jak u n i e g o... To będzie ciężkie.
- No nie. Zawiodłam się na tobie.
- Oooo, nie ty jedna. Co konkretnie?
- Ty jednak masz umyte włosy!
Unosi powiekę, oczekując do czego dążę.
- No wiesz, cały czas w kapturze, myślałam że dlatego, że włosów nie myjesz, albo masz różowe albo... Nie, tego nie chciałam sobie wyobrażać.
- Strasznie dużo o mnie myślałaś, co?
- Tak. Głównie o tym w jaki sposób mam cię wypatroszyć i pozbawić zdrowego rozsądku, ale tego ostatniego nie mogę dokonać. Za późno, ktoś już zrobił to za mnie. - Wyszczerzam się jak dzieciak, na co Raat prycha, ale jego wargi krzywią się lekko w uśmiechu.
- To z tą moją robotą? - pyta w końcu.
- A, tak. Codziennie ktoś mnie wzywa, żebym przypilnowała zwierząt... głównie dzikich. Na jutro mam dwa wezwania, do okropnych pupilków równie okropnych właścicieli. Akurat tak się złożyło, ale co począć. W każdym razie - do południa pilnuję 5 uroczych sattyków (czyt. sattików, zmyślona nazwa, nie ma czegoś takiego... znaczy, już jest XD ), a potem... 3 niezwykłych wilków.
Czekam na reakcję, w końcu on jest likantropem... Widzę jedynie lekkie drżenie szczęki, zaciska ją i rozluźnia, i tak w kółko. Unoszę brew i kładę nogi na stole, nieco za głośno, ale chcę mu dać do zrozumienia, że chcę mieć tę odpowiedź już. Może zauważyliście, że jestem bardzo niecierpliwa?

 Dean? Mam nadzieję, że jakoś to dalej pociągniemy, bo trochę utknęliśmy :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz